Sukuru
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Piaski Areny

4 posters

Go down

Piaski Areny Empty Piaski Areny

Pisanie  Sędzia Sob Lis 17, 2012 8:51 pm

Przesiąknięty krwią piasek Areny przestrzega wszystkich, którzy tu wkraczają. Nie wisi tu co prawda, jak nad bramą dantejskiego piekła napis, jednak byłby jak najbardziej na miejscu.
"Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie".
Wielu przekroczyło to wejście tylko raz. Wielu weszło jako nędznicy i wyszło bogaczami. Wysoki łuk, wyrastający niemal znikąd, otoczony drewnianymi, nędznymi budyneczkami reszty Areny, odciska swoje piętno w krajobrazie całego miasta, przypominając zarazem bramę do piekła i bramę do sławy.
Sędzia
Sędzia
Admin

Liczba postów : 44
Join date : 15/11/2012

https://sukuru.forumpolish.com

Powrót do góry Go down

Piaski Areny Empty Re: Piaski Areny

Pisanie  Midori Sine Sro Lis 28, 2012 9:01 pm

Przyszłą pora na kolejną walką. Już dawno tego nie robiłam. Stałam w swoim korytarzu sprawdzając czy mam wszystkie potrzebne rzeczy: łuk, strzały i sztylety pochowane w różnych dziwnych miejscach. Moment sięgania po nie, zawsze jest momentem mojej przewagi. Ludzie przez ułamek sekundy zastanawiają się skąd sztylet się tam wziął, a ja wtedy zadaje ostatni atak. Po tylu moich walkach jeszcze się nie nauczyli. Ludzie to dziwne istoty.

Drzwi zaczęły się podnosić, krzyk areny zaczął się powoli do mnie dostawać. Byłam ich "maskotką".
Midori! Midori! Midori! Midori!
Ludzie skandowali moje imię. Zastanawiałam się przez chwilę co dzieje się z tamtymi dwoma, ale nie mogę sobie teraz zaprzątać głowy. W tym momencie moim jedynym zadaniem jest zabić.

Gdy wychodziłam na arenie stał młody mężczyzna. Miał może z 1,90 m wzrostu. Dobrze zbudowany. Gdyby nie fakt, że jest moją ofiarą. Może mogłabym się z nim umówić. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaczęłam swoje małe przedstawienie. Obróciłam się w każdą stronę świata i wystawiłam pięść w ich stronę. Krzyki się podniosły. Mężczyzna zaczął się śmieć.
Miałem dostać prawdziwego wojownika! NIE DZIECKO! - uwielbiam przyjezdnych. Z nimi jest największa zabawa.
Proszę się nie martwić. Nikt z nas nie będzie krzyczał. - odpowiedziałam mu całkiem głośno, a ludzie wybuchnęli śmiechem. Przecież to nawet nie było śmieszne. Facet nie wiedząc o co chodzi po prostu ruszył na mnie z głośnym krzykiem. Oh! Zapomniałam wspomnieć jego bronią była ogromna maczeta. Ja nawet nie umieściłam strzały w łuku. Pobawimy się w kotka i myszkę? Uskoczyłam przed pierwszym atakiem. Rozwścieczony mężczyzna nacierał na mnie jeszcze szybciej. Wkurzona masa testosteronu! WSPANIALE!
Uskoczyłam przed paroma następnymi atakami. Gdy za setnym razem uderzył mnie w nogę ulało się ze mnie trochę krwi. Podbiegłam do ściany, odbiłam się od niej i przeleciałam nad jego głową. Lądując zaraz za nim.
Koniec zabawy. - powiedziałam tak cicho, że tylko on mógł mnie usłyszeć. Idiota zaśmiał mi się prosto w twarz, a ja z czystej satysfakcji podrapałam go z całej siły. Zostawiając mu wspniałą bliznę na samym środku. Okropny ryk jak u niedźwiedzia uciszył na chwilę publiczność, ale mnie nie. Wyciągnęłam szybko strzałę i włożyłam ją w wyznaczone miejsce. Biegłam, po czym odwróciłam się znowu w stronę goniącego mnie King Konga i szybkim ruchem posłałam strzałę w jego prawę ramię. Trafiłam idealnie. Mężczyzna zaskowyczał.Twardy jesesteś misiek. Co powiesz na strzałę z trucizną? zapytałam sięgając po kolejną zabawkę. Może nie było to w pełni fair, ale koleś zaczynał mnie nudzić. Puściłam strzałę, która go tylko musnęła.
Kurwa! - zaklnęłam pod nosem. Koleś był bardziej wytrzymały niż wydawało mi się na początku. Dogonił mnie i jednym zwinnym ruchem wyciął mi ranę na brzuchu. Nie była głęboka, ale krwawiła jak cholera.
Będzie piękne trofeum. Uśmiechnęłam się do siebie. Zrzuciłam z siebie resztki bluzki, czyli powiewajacą szmatę i zostałam w samym staniku. Jakoś bardzo mało mnie to w tym momencie inetersowało. Ruszyłam biegiem w stronę mojego przeciwnika i ujawniłam kilka sztyletów, które miałam schowane w nogawkach spodni. Kocim ruchem wyskoczyłam do góry starając się trafić przeciwnika w krtań. Niestety. Uchylił się i trafiłam w policzek. Następnym razem nie chybię. Ponowny manewr i sztylet utknął między żebrami. Już trochę zmęczona ukryłam się w cieniu areny. Głośno dysząc starałam się przemyśleć taktykę. Wielki, zwinny koleś. Najgorsza mieszanka. Dobra, pora na ostateczną broń. Mam płonącą strzałę, ale jeśli nie trafię to zostały mi tylko dwa sztylety. Jeden schowanych w łuku, a drugi we włosach... To najlepsza kryjówka. Ostatecznie. Podpaliłam strzałę i wyszłam z cienie. Mocno krwawiąc ruszyłam powlnym krokiem w stronę orangutana. Tłum zaczął wiwatować widząc mnie żywą.
Chcesz mnie zabić zapałką?! zapytał mój przeciwnik, następnie wybuchnął głośnym śmiechem. Wypuściłam strzałę, która z niewiarygodną prędkością wpadła prosto w otwarte usta przyjezdnego, a on natychmiast cały zajął się ogniem.
Szach i mat - powiedziałam cicho.
Midori Sine
Midori Sine

Liczba postów : 38
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Piaski Areny Empty Re: Piaski Areny

Pisanie  Theodor Blaze Sob Gru 01, 2012 10:27 pm

Kolejna walka, kolejny zadowolony tłum, kolejna wypłata. Wyszedłem na arenę, za przeciwników postawiono mi zgraję która da się określić tylko dwoma słowami: mięso armatnie. Stało ich 12. Połowa uzbrojona w maczety oraz mniejsza noże, zaś druga połowa uzbrojona w szable, przegrupowali się i ustawili dwójkami: jeden z maczetą, a drugi z szablą. Tłu ryknął: CHCEMY RZEZI!! Wyciągnąłem szpady, po ostrzu przejechał odbłysk światła słońca. Zwlekali jakby chcieli żebym pierwszy zaatakował, zbyt szybko by się skończyło przedstawienie.
-Na co do cholery czekacie? - zapytałem - na zbawienie nie macie co liczyć!
-Otoczyć go! - krzyknął najsilniejszy z nich, prawdopodobnie ich herszt.
Posłusznie otoczyli mnie, poczułem chłodny powiew, uderzającą do serca adrenalinę oraz rządzę walki.
Pierwszego kmiotka sparowałem po czym doskoczyłem do niego i rozciąłem mu tors od biodra po lewe ramię, drugiego nawet nie musiałem parować, wystarczyło jedno cięcie i został pozbawiony prawej ręki w której trzymał szablę oraz lewej nogi. Tłum ryknął, tym razem ruszyło na mnie czterech żeby podtrzymać widowisko z rozbiegu wyskoczyłem i będąc w powietrzu obróciłem się o 180 stopni, lądując na ziemi od razu przebiłem lewy bok mieczem i zawartość lewej części brzucha wyszarpnąłem razem z ostrzem w efekcie dwóch obok zwymiotowało, wykorzystałem to jednemu rozpruwając kark, zaś drugiemu, po skończeniu zwracania posiłku, wbiłem szpadę w podbrzusze i szarpnąłem w dół rozpruwając podbrzusze i krok.
-Moja kuśka!-ryknął i umarł.
Ostatni z czwórki dostał cięcie przez głowę, od skroni przez nos do karku. Tym razem uderzyło pięciu.
-Ich herszt najwyraźniej ma w dupie to czy gdy zmierzy się ze mną będzie miał pomoc czy nie - pomyślałem rozrzucając zawartość brzucha pierwszego z piątki na pół areny - myśli, że pokona sam weterana, naiwniak.
Kolejnych dwóch związałem szybko ich własnymi jelitami.
- No bez jaj daliście mi jakieś mięso armatnie, nawet wysilać się nie muszę - krzyknąłem mimo, że tłum był zadowolony z takiego obrotu sprawy - nie tak się umawialiśmy!
Przeciwnicy chyba zaczęli myśleć, bo zaczęli robić manewry które z gracją omijałem, znudzony, czwartemu odciąłem ręce i nogi, a piątego dosłownie rozwlekłem po całej arenie.
Herszt wyszedł z cienia, tłum krzyczał na niego.
- Tchórz! Tchórz! - krzyczał tłum.
- Widzę, że te kmiotki to dla ciebie rozgrzewka, w takim razie zmierz się ze mną! - ryknął rzucając się na mnie z dużym toporem który trzymał prawdopodobnie gdzieś ukryty w cieniu.
Podczas cięcia z góry kopnąłem topór z całej siły, tak, że koleś zrobił ładny piruet.
- Te prima balerino może trochę szybciej, nudzisz mnie! - zawołałem.
Widziałem jak z nerwów aż pulsuje mu żyła na głowie i szyi. Chwycił dwie szable które leżały na piasku.
Rzucił się na mnie dość szybko jak na masę którą posiadał, sparowałem cios i odwdzięczyłem się serią sztychów które łatwo sparował.
-Ach więc tamci mieli uśpić moją czujność - wyszczerzyłem się gdy o tym pomyślałem.
Szybki wymiana ciosów, lekko drasnął mi palec, zobaczyłem małą kropelkę krwi.
-Masz swoją pierwszą krew - ryknąłem - módl się żeby kolejna nie była twoją!
Rzuciłem się na niego z pełna prędkością, nie zdążył nawet zareagować, na jego ramieniu pojawiły dwa rozcięcia.
- Będziesz błagał o szybką śmierć - ryknąłem - będziesz błagał!
Ten się tylko zaśmiał, wskoczyłem na niego i z kopniaka rozprysnąłem na swojej podeszwie jego nos.
Zachwiał się, ale nie upadł, ryknął i rzucił się na mnie, swobodnie ominąłem dwa cięcia i odciąłem mu dłonie, natychmiastowo przeciąłem mu kolana, ryknął i uklęknął. Rozprułem mu brzuch, ryknął jeszcze głośniej, ale nie mógł przekrzyczeć tłumu, włożyłem rękę w rozcięcie i wyciągnąłem jego jelita, zawiązałem mu na szyi i po przewleczeniu go po arenie powiesiłem na jednym z wystających kolców na ścianie. Po za rykiem tłumu słyszałem tylko ciche: zabij mnie błagam, zabij mnie.
-Mówiłem, że będziesz błagał - powiedziałem wycierając szpady w jakiś kawałek czystej szmaty - więc skoro chcesz skrócę twe męki ale będą boleśniejsze - powiedziałem po czym wbiłem mu nóż w wątrobę.
Zapaliłem papierosa i gdy zmarł powiedziałem: Niech ci ziemia lekką będzie.
-Muszę pogadać z organizatorami, w końcu umawiałem się na walkę z weteranem, a nie z jakimiś kmiotkami - pomyślałem.
Tłum wiwatował i ryczał:
-THE - O - DOR, THE - O - DOR!!
Uniosłem rękę z zakrwawionym nożem do góry i dwa palce uformowałem w znak zwycięstwa. Tłum ryknął jeszcze głośniej. Cała walka trwała niecałe pięć minut.
Wytarłem nóż i wyszedłem z areny do baru.
Theodor Blaze
Theodor Blaze

Liczba postów : 25
Join date : 30/11/2012
Age : 31
Skąd : Z nikąd

Powrót do góry Go down

Piaski Areny Empty Re: Piaski Areny

Pisanie  Ray Rodgers Nie Gru 02, 2012 1:43 pm

Zapowiedziano moje imię. Wsłuchiwałem się w skandujący tłum, żądny krwi. Napiąłem garotę i wysunąłem się z cienia. Podkoczyłem parę razu w miejscu, by sprawdzić twardość podłoża. O miękką ziemię nikomu łba nie rozwalę. Usłuszałem jakiś dźwięk, a zaraz potem czyiś ryk. Odwróciłem się i ujrzałem wielkiego, umięśnionego osobnika. Miał na sobie hełm i jakąś żelazną, wykonaną amatorko zbroję. Nie, żeby była kiepska, była całkiem dokładna. Odsłonięte były nogi, obojczyk i oczy. Nic więcej. W wielkich dłoniach trzymał topór i najwidoczniej szykował się do szarży.
-Cóż to za mięso armatnie?! Nie powinni cię dopuścić jesteś przyjezdny! - powiedział mięśniak. Bez wątpienia miał rangę Wojownika. Więc wylosowali mnie, abym szybko zginął? Głupcy.
Nie odpowiedziałem nic. Poprzednio zabiłem bramkarza, który wpuszczał zawodników. Oczywiście, że nie dopuściliby mnie. Jeśli dobrze to rozegram, będe mógł uczestniczyć.
Ruszyłem na przeciwnika spokojnym krokiem. Wojownik wyprostował się w lekkim zdumieniu. Po chwili staliśmy twarzą w twarz. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy. Pierwszy spuścił wzrok i zamachnął się toporem. Ja zaś prędko usiadłem na ziemi, unikając poziomego cięcia. Tłum zaśmiał się. Gość kopnął mnie w klatkę piersiową. Zrobiłem fikołka w tył.
-Jesteś za wolny. - stwierdziłem.
-Wiem. Dlatego... - uderzył parę razy swoim toporem o zbroję, najwyraźniej dając jakiś sygnał. Kraty uniosły się i wyskoczyło z nich kilkunastu mniejszych, choć niewątpliwie szybszych wrogów.
-Tak nie wolno. - stwierdziłem po czym uniosłem się szybko i zacząłem biec. To miał być pościg, łapanka za wystraszonym lisem. Zgoda. Tylko że nie czułem strachu. Raczej czystą ciekawość konfrontacji. Kiedy się tak zamyśliłem, ujrzałem lecącą w moim kierunku strzałę. Przebiła mi się przez ramię. Syknąłem z bólu i natychmiast wyciągnąłem grot. Przystanąłem na chwilę.
-Kurwa. Nie pomyślałem.
Spiąłem wszystkie mięśnie. Ruszyłem w kierunku wrogów. Starałem się mijać grad strzał, jakie we mnie wypuszczali. Niestety, oberwało mi się jeszcze dwa razy. Całe szczęście, nigdy nie przejmowałem się bólem. Wyuczony masochizm, ot co.
Wyjąłem garotę i robiąc ślizg między nogami pierwszego z zaowdników, stanąłem za nim i zarzuciwszy nić na jego szyję, przerzuciłem go przez ramię. Poczułem jak w jego marte już ciało wbijają się strzały. Podbiegłem do pozostałych i uderzyłem jednego w twarz pięścią. Sięgnąłem prawą ręką do kieszeni i szybko założyłem kastet. Przewrót, cios w brzuch. Odwinąłem garotę, przewróciłem przeciwnika na swoje kolano, nie dusiłem go jednak. Kiedy tak na mnie leżał i spoglądał błagalnym wzrokiem, słyszałem, jak trzeci z łuczników napina cięciwę. Wymierza. Wypuścił strzałę. Chwyciłem gościa leżacego na moim kolanie za włosy i błyskawicznie zasłoniłem się jego ciałem. Grot strzały przebił się przez jego czaszkę. Ostatni łucznik znów nakłada strzałę na łuk. Stanął za mną wojownik z włócznią. Wprowadził pchnięcie, zdązyłem złapać trzon. Wyrwałem mu broń i cisnąłem nią najdalej jak to możliwe, jak lotką. Trafiła prosto w ostatniego łucznika. Nie mając już zbyt wiele możliwości ataku, rzuciłem się do ucieczki. Szybko przyległem do ściany. Zauważyłem wgłębienie. Zacząłem się wspinać. Byłem teraz całkowicie na widoku. I krwawiłem. Bardzo. Zaczynało mi się robić słabo. Gość, któremu wyrwałem włócznię, zaczął wspinać się za mną. Co jakiś czas próbował chwycić mnie za stopę, za każdym razem wyrywałem mu się. Docierałem do trybun. Czułem na sobie wzrok zdumionych widzów. Gdy jeden z gapiów nachylił się, by lepiej się przyjrzeć akcji, chwyciłem go za szaty i wyrzuciłem z trybun. Zahaczył o ścigającego mnie operatora włóczni. Obydwaj wylądowali na ziemi. Stałem na krawędzi trybun.
-Zaraz zemdleję. - wymamrotałem.
-Złaź i walcz, tchórzu! - krzyczał wyraźnie zdenerwowany i przestaszony Wojownik, który wymachiwał toporem.
Zgoda. Skoczyłem. Nie wierzę, że zrobiłem coś tak lekkomyślnego. To było za wysoko. Cóż. zdarza się najlepszym popełnić głupstwo. Wylądowałem z łoskotem na wrogu. Obaj byliśmy mocno oszołomieni, a ja nie mogłem złapać oddechu. Dusząc się, zwymiotowałem krwią. Podpełzłem do przeciwnika i zdjąłem mu z twarzy hełm. Tłum był na skraju ekstazy. Zacisnąłem pięść i zacząłem go raz po raz okładać po twarzy. Uderzenie. Ryk tłumu. Uderzenie. Wiwat. Poczułem, jak jego szczęka się łamie. Wymierzyłem prosto w jego nos. Krew prysnęła na wszystkie strony. Cios w oko. W czoło. W policzek. Uderzałem raz po raz, w szale bitewnym. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Z jednej strony, uznałem to wszystko za swoja największą wpadke. Nigdy nie działałem tak pochopnie, jak dziś. Arena rządzi się innymi prawami. Źle to rozegrałem, myślałem, że zrobię to lepiej. Tłum jednak był zadowolony. A to się liczy. Wróg był martwy. Miał zmiażdżoną twarz. Przewróciłem się na plecy. Obraz zaczął mi się zamazywać. Czyjeś ręce mnie podniosły. Wiwat tłumu.
-Nie dotykaj mnie. - wyrwałem się z objęć. Mocno krwawiąc i będąc całkowicie wyczerpanym, wyszedłem z placu bitwy, kulejąc.
Ray Rodgers
Ray Rodgers

Liczba postów : 39
Join date : 30/11/2012

Powrót do góry Go down

Piaski Areny Empty Re: Piaski Areny

Pisanie  Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach