Sukuru
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Rzeźnia Székelyego

3 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Jukka Sarasti Pon Gru 03, 2012 4:02 pm

- Pomyślę nad twoją propozycją - uśmiechnął się z rezerwą. Wiedział, że mafia nie akceptuje stanowczego "nie", kiedy już raz zawarłeś z nią umowę. A on wolał jeszcze pożyć... Nie ufał temu człowiekowi, choć miał wrażenie że może powinien... Nie, lepiej nie, czemu w ogóle brał to pod uwagę?
- Akurat o tym wiem - uśmiech na jego twarzy, choć został na miejscu zadziwiająco długo, zmienił wyraz. Pies z Areny dobrze zdawał sobie sprawę ze starej dewizy - wszystko co miał osiągnął właśnie dzięki tej pięknej, ekscytującej grze w ryzyko, w której stawką była jego własna krew.
- Ale ja wolę zyskiwać - dodał, niemal zgadzając się na współpracę, niemal. Wciąż jeszcze nie wiedział, czy naprawdę tego chce... I czy obietnice mafioza były prawdziwe, w co śmiał, mimo wszystko, wątpić.
Skinął głową wychodzącemu chłopakowi - odór tytoniu, taniego czy drogiego, odrzucał go. Tak samo jak myśl o tym, że używka mogłaby go osłabić czy zanadto ptworzyć usta...
Został przy stole sam z gospodarzem, rzeźnikiem i doktorem medycyny w jednej osobie.
- Uroczy domek, zwłaszcza stryszek. Klimatyczny - rzucił niezobowiązująco. Jego towarzysz nie sprawiał wrażenia nazbyt rozmownego, Jukka miał jednak ochotę go przez chwilę pomęczyć. Krótką chwilę.
- Gilbert wydaje się tu czuć jak u siebie.
Jukka Sarasti
Jukka Sarasti

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Géza Székely Wto Gru 04, 2012 12:37 pm

- Igen - odpowiedział Gilbertowi bez przekonania. Oczywiście zgadzał się z tym, że bez ryzyka nie ma zysku, sęk w tym, że wszystko czego się do tej pory dorobił przychodziło bez większych problemów i wystarczało mu aż nadto. Za to jakiekolwiek wcześniej podjęte ryzyko, celowo czy też nie, bardzo źle wspominał.
Géza pomachał wychodzącemu Gilbertowi i przeniósł puste spojrzenie na nieznajomego. Jeżeli jego towarzysz myślał, że dogadają się rzucając w przestrzeń zdania proste, oznajmujące to był w błędzie. Wydawało mu się, że spędzili ze sobą wystarczająco dużo czasu, by wiedzieć, że z Székelym nie da się zbudować konwersacji nie opierając jej na pytaniach. No chyba, że gość chciał się trochę nad nim poznęcać, co właściwie nie zdziwiło by go tak bardzo - mimo że Gilbert go tu przytachał to nadal nie robił na nim dobrego wrażenia. Człowiek z Areny, cholera.
- Na to wygląda. - Westchnął ciężko, pamiętał jak Imre wspominał mu, że gospodarz powinien zbawiać gości rozmową. Gości. Zabawiać. Rozmową. Prychnął zirytowany na własne myśli. Żeby chociaż tych gości zaprosił, ale nie sami się wepchnęli i jeszcze długami straszyli. A on, biedny, jak dobre obyczaje nakazują - rzucił wszystko i pozszywał, jeść dał nawet drogę do wyjścia wskazał, gdyby zaszła potrzeba to by kawałek odprowadził. Ale gdzie tam im wychodzić, przecież jeszcze sobie nie pogadali, żeby wrócić do miasta i własnych spraw. Gdyby chociaż trochę starali z tą rozmową, jakieś pytania pozadawali, gdzie tam, w końcu to on tu jest od zabawiania. No dobrze, trochę się zagalopował, Gilbert jak to Gilbert większych problemów nie sprawiał, ale niestety poszedł zapalić i zostawił nieszczęsnego Székelyego z tym tutaj, o. Kim on właściwie jest? Nawet się nie przedstawił - nie żeby bardzo go bolał brak wiedzy o nazwisku nieznajomego - im mniej wiedział o takich typach jak on tym lepiej. Z drugiej strony jednak, był gościem, powinno się wiedzieć, kogo się wpuszcza do domu, nem?
- Gilbert umie robić interesy. - Postanowił pociągnąć rozmowę. Nie był to może najlepszy sposób, ale inny nie przychodził mu do głowy. Nie starał się też być za bardzo przekonywujący, gdy to mówił. Uważał, że im bardziej ktoś starał się być przekonywujący tym bardziej oczywiste stawało się, że kłamał. I miał w tym jakieś swoje ukryte zyski. Géza zysków nie miał i nie kłamał - nie musiał udawać przekonywującego.
Géza Székely
Géza Székely

Liczba postów : 24
Join date : 23/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Jukka Sarasti Sro Gru 05, 2012 8:23 pm

Usłyszał za sobą kroki na skrzypiącej podłodze - Gilbert chyba wracał.
- I uważasz, że można mu zaufać? W interesach? - zapytał, wzrokiem uciekał na bok, w stronę uginającej się pod krokami podłogi. Ten mężczyzna raczej nie miał interesu w okłamywaniu go czy wprowadzaniu w pułapkę. Mogli oczywiście działać we dwóch - Jukka nie był zbyt... lubiany wśród środowisk mafijnych. A to się nigdy nie kończy dobrze, dodał w myślach, nawet dla mnie.
Oczywistym było, że gospodarz czuł się dość nieswojo, nawet jeśli starał się to ukrywać. Jukka niemal zły na siebie odezwał się znowu.
- Nazywam się Sarasti - powiedział odrobinę skrępowany - nie, żeby go chwyciły za serce maniery. Nazywanie tego mężczyzny panem gospodarzem zaczynało go zwyczajnie odrobinę męczyć, jednak... Opatrzył go i dał jedzenie. W sqoim domu. Chociaż nie musiał. Zasługiwał conajmniej na odpłacenie mu, pomyślał, jak rzadko sprzeciwiając się zasadzie "dają, to bierz".
Kroki zatrzymały się; Gilbert stał za drzwiami.
Jukka Sarasti
Jukka Sarasti

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Géza Székely Czw Gru 06, 2012 8:19 pm

- Jeszcze żyję i mam się dobrze. - Pierwsze kłamstwo w tej druzgocząco elokwentnej rozmowie. Poszło całkiem gładko, dużo bardziej niż sam się spodziewał. Właściwie to półkłamstwo - prawdą jest, że żyje i ma się dobrze. Nie prawdą natomiast jest, że... właściwie to nie ma tu żadnej nieprawdy - nie powiedział, że robi z Gilbertem interesy, których tak naprawdę nie robi. Także wszystko się zgadza. Nie ma kłamstwa tylko małe nieporozumienie. Odetchnął głęboko i trochę się rozluźnił, sam siebie nie podejrzewał o takie sprytne wyjście z sytuacji. Czyżby zaczął wykształcać się u niego zmysł mówcy? Wydawało mu się, że jako tako panuje nad przebiegiem rozmowy, a co najważniejsze zapowiadało się na to, że rozmowa długo nie pociągnie skoro już się sobie przedstawiają.
- Székely, - wyburczał cicho i najmniej wyraźnie na ile mógł, a żeby nie został posądzony o ukrywanie tożsamości - nie lubił się przedstawiać, jego brat też nosił to samo nazwisko i jeżeli gdzieś jeszcze żył, to Geza wolał nie być z nim kojarzony. Po chwili, postanowił też dodać imię, już dużo wyraźniej, coby odwrócić uwagę znajomego już nieznajomego od jego nazwiska. Tak na wszelki wypadek.
Za to nazwisko nieznajomego nic mu nie mówiło, z resztą nie było powodu dla którego miałoby mówić - w jego stylu życia mało było miejsca na ludzi, a co dopiero ludzi z nazwiskami.
Géza Székely
Géza Székely

Liczba postów : 24
Join date : 23/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Jukka Sarasti Pią Gru 07, 2012 8:50 pm

Zmarszczył brwi; coś nadal się nie zgadzało. Nie potrafił utwierdzić się w pewności, że chce robić interesy z tym człowiekiem.
Nie potrafił też powiedzieć, że nie chce. Coś się nadal nie zgadzało... Uśmiechnął się do swojego gospodarza - Szekelyego.
- Widzę - rzucił, siadając nieco wygodniej na krześle. - Tylko trochę samotnie - Dodał po chwili namysłu. Nie do końca rozumiał, czy pan domu żyje na takim odludziu z własnej woli, czy też ktoś go do tego... Namówił. Skoro robił interesy z mafią - innej opcji Jukka nie widział w relacji tego człowieka z Szekelym.
Nawet nie zauważył, że do tej pory był taki spięty... Cały czas nastawiony był na pułapkę, choć nie wiedział, jaką. Lata na Arenie i w jej otoczeniu sprawiły, że wszędzie doszukiwał się podstępu, każdy chciał go zabić. Albo uszkodzić w stopniu znacznym, co też się zdarzało.
Kroki Gilberta zaskrzypiały na podłodze, cuchnący ciężkim zapachem tytoniu wkroczył do pokoju.
Jukka Sarasti
Jukka Sarasti

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Gilbert Blick Pią Gru 07, 2012 9:36 pm

Cudowny nałóg. Pochłonął mnie całkowicie i jak na razie nie zapowiada się na to, abym szybko z niego zrezygnował. Tytoń - tylko najmocniejszy. Bo po co się ''podtruwać'' - lepiej od razu raz a dobrze. Palenie traktowałem jak swego rodzaju rytuał.
Ciekawe, jak tam Geza i Pan Sarasti. Pewnie brak mojej osoby nieco spłyca wachlarz tematów tych dwoje do rozmowy. Problem w tym, że nienawidzę przedstawiać sobie ludzi. Po to oni posiadają dar mowy choć w przypadku Gezy to raczej tak, że nie lubił go wykorzystywać do pierdzielenia rzeczy bez sensu. Najciekawiej jest jednak z tym cholernym Sarastim. Najchętniej bym go ''używał'' w totalnie bezlitosny, arogancki sposób jak zabawkę którą pociągam za sznurki. Lecz niestety ten dryblas ma jeszcze zachowane w ciemnych zakamarkach czaszki odrobiny mózgu i może się nie dać tak łatwo. Szczególnie, że miał już kontakt ze zleceniami mafijnymi. Jak nie raz go wyrolowali to zakładam z góry utrudnienie realizacji mojego planu. Trzeba podejść taktycznie do sprawy. Pustym wzrokiem przejechałem po drzewach zapraszających do głębszej penetracji lasu.To co wydaje się niebezpieczne może się okazać zbawienne, pozory mylą bla bla
Przygniotłem niedopałek butem i powolnym krokiem ruszyłem w stronę miejsca, gdzie znajdują się moi sympatyczni koledzy. Bynajmniej jeden z nich zasługiwał na to miano. Otworzyłem drzwi a tu scena bajeczna wręcz - Sarasti zmieszanym wzrokiem jakby odetchnął z ulgą na widok mojego niezaprzeczalnie niesamowitego oblicza natomiast Geza tak jak poprzednik nie był zbyt zadowolony. Nie oczekiwałem niczego innego bo niby o czym mogli gadać? Bo o interesach szczerze wątpię. ach ten uroczy Geza
Usiadłem obok nowo poznanego obrzucając go ''niezaprzeczalnie niesamowitym'' spojrzeniem.
- Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia. Pragnę abyś zabił pewną mi nie pasującą osobę z mojego otoczenia co chyba, tak sądzę, nie będzie problemem? Delikatny uśmiech zakradł się na usta a oczy zabłysły wariacko. Położyłem przyjacielsko rękę na ramieniu najemnika. Mina Gezy była co najmniej absorbująca.
- A za chęć ugoszczenia Cię powinieneś podziękować panu gospodarzowi. Bo jednak trochę się ''wprosiliśmy'', Igaz? Masz u nas duży dług wdzięczności.
Stanąłem finiszujący nad Sarastim po czym przeniosłem swą osobę na drugi koniec stołu siadając na blacie obok mojego towarzysza. Rozluźniony przez bliskość znajomego demonstracyjnie założyłem noga na nogę. Uśmiech zdradził mą pychę.
[i]
Gilbert Blick
Gilbert Blick

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012
Age : 35
Skąd : Deutschland

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Jukka Sarasti Pon Gru 10, 2012 9:16 pm

Wejście Gilberta do pomieszczenia zabiło ciszę, niezaprzeczalnie - jego styl bycia wydawał się zagłuszać nawet własne myśli. Pewny siebie, nawet zbyt pewny... Jukka miał ochotę zetrzeć mu ten pełen wyższości uśmieszek z twarzy, powstrzymał się jednak. Wolał nie psuć zaczętej znajomości, która mogła przynieść mu później profity. Miał przecież już wystarczająco dużo wrogów - wolał uniknąć tworzenia kolejnych. Zwłaszcza gospodarz, Szekely, zrobił na nim dobre wrażenie; jego obecność była cicha, nienarzucająca się. Jukka lubił takich ludzi, choć sam nie potrafił zachować takiego spokoju, nie zawsze. Gilberta rozszyfrować nie potrafił, wciąż miał wrażenie, że ten coś ukrywa. Może był to broniący się rękami i nogami instynkt samozachowawczy, ale Gilbert wydawał się mieć wiele twarzy... I każda wydawała się ciekawa do zgłębienia. Przesunął na niego nieco rozleniwiony wzrok, obrócił się o kilka stopni. Sceptycznym zmarszczeniem brwi zareagował na przekonane o własnej wyższości spojrzenie; jego nowy pracodawca bez wątpienia był nieco zbyt pyszny.
- Raczej nie będzie - mruknął, obracając w dłoniach widelec i spojrzał Gilbertowi prosto w oczy. - Powiedz tylko gdzie i kiedy.
Nie czuł się bynajmniej jakby zgiął przed nim kark, o nie. Co do tego był pewien - nigdy na to nie pozwoli. Gilbert wydawał się człowiekiem pewnym siebie - czy godnym zaufania, tego nawet nie brał tego pod uwagę - ale też wykorzystującym bez skrupułów każdą słabość i nadmierne oddanie. Praca zawsze się przydawała, jednak nie niewolnicza; nie oddanie; nie zaufanie. Może kiedyś, choć Jukka zawsze uważał, że mafii ufać nie należy - tak jest zdrowiej.
- Podziękowałem - uśmiechnął się oszczędnie, choć w jego oczach zagrał niebezpieczny błysk; błysk prowokowanego zwierzęcia. Tak się z Jukką nie bawi, o nie. Nie w długi o dowolnym terminie spłaty i nie w uczenie dobrych manier. - Nie jestem zwierzęciem, nie trzeba mnie uczyć etykiety.
- Panie Szekely? - zwrócił się do gospodarza ze złośliwym uśmiechem. - Dlaczego Gilbert zaczyna mnie traktować jak domowego pieska? - rzucił, wstając i płynnym krokiem podchodząc do samego zainteresowanego. Zaczynał się irytować, powoli, ale skutecznie.
Przez myśl przemknęło mu jeszcze, że może nadużywają gościnności...
Jukka Sarasti
Jukka Sarasti

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Géza Székely Pią Gru 14, 2012 6:53 pm

Nie spodobał mu się komentarz o samotności. Nie dlatego, ze czuł się samotny czy nie lubił swojego stylu życia i ta wzmianka go zabolała. Po prostu czuł się oceniany. Znał faceta od kilka (kilkunastu?) godzin, a ten już zdążył wyrobić sobie o nim opinię. I do tego błędną, ale czego innego można się było spodziewać po psie z Areny. Sam nie jest grosza wart, a traktuje resztę jak śmieci, bo raz czy dwa udało mu się nie zdechnąć na arenie.
Powrót Gilberta wcale nie poprawił mu aż tak bardzo humoru, smród wypalonego tytoniu nie był mile widziany w jego mieszkaniu, ale przynajmniej wrócił. To oznaczało, że Géza mógł się wypisać z tego konwersatorium i powrócić do słuchania.
Mina Gézy, o której wcześniej wspomniał Blick, była czymś pomiędzy oburzeniem, a próbą zamordowania wzrokiem. Właściwie to obiema tymi rzeczami na raz. Robienie interesów w jego domu było jeszcze mniej mile widziane niż palenia. Nie wziął długu wdzięczności na poważnie - jeszcze dobrze pamięta, jak grożono mu jego własnym długiem. No i za już trochę Gilberta i wie, że nie powinno się go brać na poważnie. Przynajmniej on zazwyczaj tego nie robił.
Gdy Sarasti zapytał o pieska, na jego twarzy przez chwilę zagościł cień ironicznego uśmiechu. - Za to cię widocznie uważa. - Spojrzał na 'pieska' i zorientował się, że jego słowa mogły zostać źle odebrane. A właściwie to już zostały, nie ma co prostować, czy tłumaczyć. Może to i lepiej, niby krzywda się stała, ale przynajmniej nie trzeba sobie pierdołami głowy zawracać. To nie jego wina, że ludzie opatrzenie rozumieją jego słowa. Jenak, mimo wszystko, należało by załagodzić sytuację, nie chciał większe rozpierdolu w domu niż już ma. - Siadaj - zwrócił się do Sarastiego. - Chcesz czegoś jeszcze? Ciasta?
Próba poprawienia atmosfery jedzeniem, podobno słodycze są dobre na wszystko. Tak słyszał od kobiety, która wcisnęła mu ten placek z jabłkami w zamian za przepiórcze jajka, który ledwo napoczęty leżał w jednej z szafek. Jeszcze całkiem świeży. Nie był pewny czy to zadziała, sam nie lubił słodyczy - są za słodkie. Ale nic innego na ten moment nie miał pod ręką.
Géza Székely
Géza Székely

Liczba postów : 24
Join date : 23/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Gilbert Blick Pią Gru 14, 2012 7:41 pm

Odszedłem od stołu. Przeszedłem się kilka razy po pokoju jakby czegoś szukając. Tak - traktowałem Sarastiego jak totalnego idiotę. A przecież w innych kręgach jest niedoścignionym, szanowanym w swoim otoczeniu Weteranem. Ale to tylko w tym gronie, gdyż nie do końca zgadza się koncepcja pracodawcy napawającego się geniuszem ''pracownika''. To ja rozdaje karty w tym rozdaniu - ja daje zlecenia a On wykonuje. I wcale nie patrze na to, że de facto jest niesamowitym wojownikiem-co najwyżej dobrze wykonującym swoją robotę najemcą. Jakiś znikomy cień sympatii zagnieżdża mi się w bebechach, kiedy patrzę na tą rozoraną mordkę. Ale nic jednak nie przebije mojej świadomej i ogarniającej serce sympatii do Gezy. Lubiłem się z nim drażnić * rozmawiając z nim o mafijnych sprawach * ale nasze rozmowy dotyczyły również spraw zupełnie innych. O tym co było kiedyś. Dlaczego, po co , gdzie? Stojąc bliżej okna... czy jak innaczej mam nazwać? Uznajmy okno.
- Bycie pieskiem ma swoje plusy. Nie trzeba za wiele myśleć. Tylko robić to, co rozkażą.
Spojrzałem na Gezę niemalże zdziwiony. On mu proponuje jedzenie? Keine Möglichkeit! Czyżby uprzejmość Gezy była tak wysoko rozwinięta? Mi by się nie chciało no ale .... przecież On taki poczciwy. Och taaaak. Geliebt.
Gilbert Blick
Gilbert Blick

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012
Age : 35
Skąd : Deutschland

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Jukka Sarasti Pią Gru 14, 2012 8:45 pm

Nienawidził być traktowany z taką ewidentną wyższością, jaką częstowali go ci dwaj. Bezradnym wzrokiem przetoczył po pokoju, jakby szukał drogi ucieczki. Nie chodzi nawet o to, że właśnie zgodził się pracować u Gilberta; raczej o fakt, jak ich współpraca ma wyglądać... Bo nie podobał mu się kierunek, w jakim to wszystko zaczynało zmierzać. Nie będzie przecież niczyim podnóżkiem, do ciężkiej cholery!
- Bardzo dziękuję - odpowiedział gospodarzowi, nie zmieniając jednak pozycji. Cały apetyt jakimś cudem mu minął...
- Nie jestem twoim psem. Ani podnóżkiem. Ani żadnym innym elementem wystroju, tudzież zwierzęciem domowym. - Skrzywił się, odwracając Gilberta w swoją stronę za poły koszuli. - Jestem profesjonalistą, z którym albo pracujesz, albo wypierdalaj.
Odsunął się, demonstracyjnie otrzepując dłonie - nie, żeby byli od siebie w czymkolwiek lepsi. Obaj byli maszynami do zabijania, z tym, że tylko jedna trzymała w dłoni broń. Obaj byli godni pogardy. Żaden z nich nie chciał tego przyznać.
Jukka Sarasti
Jukka Sarasti

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Gilbert Blick Pią Gru 14, 2012 9:59 pm

- Jesteś niegrzeczny, Sarasti. Wpatrzony w jego zaciskające się o kołnierz koszuli ręce przypomniałem sobie o sytuacji sprzed kilku godzin gdy przeorał mną o chropowatą ścianą budynku.puścił mnie. Gdy mnie puścił odcharknąwszy podszedłem do Gezy. Stanąłem za nim wyciągając ręce do jego pleców. Wbijałem się palcami w jego obojczyki dając sobie chwilę odprężenia. Takie miętolenie czyiś pleców mnie zawsze relaksowało, mnie wiem czemu. Osoba Gezy w ogóle dawała mi chwilę oddechu - Nie to co ten przeklęty Sarasti.
Gilbert Blick
Gilbert Blick

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012
Age : 35
Skąd : Deutschland

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Géza Székely Sob Gru 15, 2012 1:27 am

To nie. Łaski bez skoro nie chcą jego ciasta to on sam się nim poczęstuje. Zanim zdąży spleśnieć. Ale to zaraz, najpierw trzeba przeczekać ten heat of the moment, w takiej chwili nawet ciasto może stać się bronią. Poza tym zaczynało robić się całkiem ciekawie. Sarasti - jakkolwiek nędzną i plugawą robotą by się nie parał - zaczynał go interesować. Widać było, że tracił panowanie nad sobą, zaczynał się miotać. Zaciekawiło to Gézę, który rzadko kiedy miał okazję przyglądać się takim sytuacją. Takie zachowanie było dla niego irracjonalne i zajmujące zarazem. Jak oglądanie dwugłowej kozy w cyrku. Siedział ze zmarszczonymi brwiami i intensywnie wpatrywał się Jukkę - taki z niego ciekawy ewenement się zrobił.
Gdy Gilbert go dotknął drgnął zaskoczony. Nie spodziewał się, że jego znajomy zacznie go masować, właściwie to ugniatać, bo to co robił bardziej przypominało ugniatanie ciasta na makaron niż masowanie obolałych ramion. Mimo że nie lubi być dotykany, zwłaszcza znienacka, to nie odezwał się słowem i siedział jak siedział wpatrując się z zainteresowaniem w Sarastiego. Gilbert go trochę pomęczy i najdzie sobie ciekawsze zajęcie - nie było sensu o coś takiego robić zamieszania.
Géza Székely
Géza Székely

Liczba postów : 24
Join date : 23/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Gilbert Blick Sob Gru 15, 2012 11:29 am

Gdy uświadomiłem sobie jak mocno zaczynam wbijać się w plecy Gezy postanowiłem dobrodusznie zrobić mu masaż. Żeby nie było, że się znęcam cz coś. Szczególnie, że powód stał sobie spokojnie, co jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szewskiej pasji. A może mi się wydawało? Po ochłonięciu spostrzegłem niezadowolenie ze strony Jukki a niemoralne zainteresowanie panem Sarstim ze strony Gezy. Czyżby ciekawił go ten wojownik od siedmiu boleści? Och, co za ból. Poniekąd traktował to jako pewnego rodzaju rozrywkę bo raczej mało jaki wojownik przychodzi do jego domu a już na pewno nie jako gość, któremu z własnej woli proponuje się opatrzenie, jedzenie itp. No ale nie zapominajmy, że Geza jest nadzwyczajnie miłym gospodarzem.
-Ja się nie pierdziele. I nie zatrudniam idiotów. To, że składam propozycje pracy dla mnie oznacza tyle co liczę na twój profesjonalizm. Zacząłem gładzić Gezę po szyi. Próbowałem uspokoić oddech. Oczywiście, że będzie moim podnóżkiem! Co On sobie myśli? I tak jeszcze nie potraktowałem go jak totalnego śmiecia. Zademonstrowałem tylko próbkę jak brutalnie potrafię pomiatać ludźmi. Do niego i tak miałem dużo cierpliwości. Wyszeptałem w ucho Gezy a co chcesz zaproponować Sarastiemu do jedzenia? mam nadzieje, że coś czym się udławi.
Uniosłem głowę i spojrzałem na Weterana nadal trzymając dłonie na szyi przyjaciela. Jakoś tak uleciała ze mnie złość.
- Czy jest coś, czego byś nie zrobił? Chciałbym znać twoje granice. - rzuciłem do Sarastiego przekornie. - Prosto z mostu: Czy gdybym chciał, abyś zabił kogoś z Areny, zrobiłbyś to? Uśmiechnąłem się chytrze.
Pamiętam jak w ten sposób zasady Areny ostały się w chaosie. No bo do jakiej niemoralności doszło: wojownicy walczący ramie w ramię jakby połączeni losem tudzież po prostu tym samym celem po prostu się pozabijali? Cóż za makabra! mówili. I do teraz ludzie żyją w niewiedzy, kto do tego doprowadził choć było kilku wyczuwających związek z mafią. Każdy z nich zginą w nie dających się wyjaśnić okolicznościach. Nie był to wyłącznie mój plan, choć geniusz tej akcji była dla mnie zauważalny od samego początku. Chaos na Arenie wykorzystywaliśmy do umocnienia władzy Mafii w mieście. Oczywiście nie mogę oczekiwać, że Sarasti się zgodzi. Wygląda na weterana, który nie jedno przeżył i nie jedno widział. Prawda byłaby niezmiernie bolesna.
-Może jednak byś coś zjadł, Sebastianie Sarasti? Nie mogłem się powstrzymać podarowania mu jednego z najsympatyczniejszych uśmiechów jakie potrafiłem choć jak zawsze wychodziło na jedno: perfidny uśmiech wylazł jak obślizgły wąż orząc mą twarz.
Jukka Sebastian Sarasti. Czyżbym chciał jego krwi?
Gilbert Blick
Gilbert Blick

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012
Age : 35
Skąd : Deutschland

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Jukka Sarasti Sob Gru 15, 2012 12:10 pm

Nie wiedział, jakim cudem powstrzymał się od podejścia i poprawienia Gilbertowi. Ręce zaczynały już go świerzbić... Nikt nie będzie nim pomiatał. Zwierzęciem był tylko na Arenie, gdzie pozwalał instynktom przejąć kontrolę; dłoniom pracować samym. Potrafił spojrzeć na siebie jakby z perspektywy kogoś innego - jakby to nie on zabijał, nie on przy wrzaskach tłumu z uśmiechem na twarzy zdobywał kolejne krwawe zwycięstwo. Już dawno zaakceptował tę część siebie. Nie bał się jej, potrafił wykorzystać swoje wrodzone umiejętności szlifowane przez długie lata. Dumnie mienił się zawodowcem i profesjonalistą...
A potem przyszedł jakiś dzieciak i stwierdził, że zrobi sobie z niego pokojówkę - bo właśnie tak to widział. Zacisnął zęby, wziął głęboki oddech. Nie przeżyje długo bez jedzenia, a złodziejem nie był zbyt dobrym. Terroru w mieście uskuteczniać nie zamierzał. Na polowania nie miał czasu. Wykręcił szyję w niemal nienaturalny sposób, trzasnął kręgami i otworzył usta. Nie wiedział, jakim cudem jeszcze go nie zwyzywał.
- Nie mieszam się w politykę, nie poluję, nie jestem pomocą domową ani nie świadczę usług na tle seksualnym. Co, mam szczerą nadzieję, nie przyszło ci do główki - zmarszczył brwi jak zniecierpliwiony. - A Arena polega na zabijaniu się nawzajem, wiedziałeś?
Posłał Gilbertowi uśmiech równie serdeczny i pełen jadu, co on jemu.
- Dziękuję, nie mam już apetytu.
Twoja obecność mnie go pozbawia, pajączku.
Jukka Sarasti
Jukka Sarasti

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Gilbert Blick Pon Gru 17, 2012 4:54 pm

Jego przemowa spodobała mi się diabelnie-szczególnie, gdy wyłapałem fragmet, którego się nie spodziewałem usłyszeć. Zaśmiałem się.
- Głodnemu chleb na myśli - perfidny uśmiech orze moją twarz- Nie jestem alfonsem. Zresztą nie obchodzi mnie skąd wpadłeś na taki idiotyczny pomysł. Żadna praca nie hańbi.
Boże, z kim ja muszę rozmawiać. W sumie zaciekawił mnie.... byłby zainteresowany porachunkami z Wojownikami? Nie sądziłem nawet, że będę miał ta opcje a uwadze. To poszerza możliwości moich wpływów. Cóż....okaże się. Na razie przed sobą widzę jakiegoś tam siłacza ale może nasza współpraca będzie dawała mi profity? Bo zysków nie przewiduje. Nie nadaje się do typowo mafijnych interesów. Będzie robił to, co niżsi raną Mafijni - zabijać mi niepotrzebne lub szkodzące jednostki.
- Arena to coś, czego nie zrozumiem i zrozumieć nie chce. Dużo krwi, zabijania a jako forma rozrywki tez raczej słaba. Zagryzłem wargę. Chciałem na zawsze pozbyć się wspomnień związanych z Areną. Gdy widziałem tych wszystkich szczęśliwych po wygranej walce mięśniaków rzygać mi się chciało. Z Sarastim nie jest inaczej.
Mrugnąłem oczami. Zanikający obraz nie był dobrym znakiem. Spojrzałem na Jukkę niemrawo. Ból zatok oznaczał niezbyt przyjemny efekt krwawego kataru. Odsuwając rękę od szyi Gezy przetarłem obolały nos rękawem koszuli. Ze smutkiem spostrzegłem plamę krwi. Zmarszczyłem brwi.
Gilbert Blick
Gilbert Blick

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012
Age : 35
Skąd : Deutschland

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Jukka Sarasti Pon Gru 17, 2012 6:16 pm

Spojrzał na Gilberta z mieszaniną odrazy i zdziwienia na twarzy. Twierdził, że miał więcej siły, twierdził, że miał więcej władzy... A jednak był zadziwiająco kruchy.
- Choroba popromienna, coś cię użarło? - spytał niezbyt delikatnie, podchodząc do niego ze zmarszczonymi brwiami. Choć to prawdopodobnie nie był najlepszy pomysł, zważywszy na fakt, że kolesiowi z ust i nosa ciekła krew. Z ciśnieniem nieco wyższym niż ta, która cieknie standardowo, gdy za mocno wydmucha się nos albo pękną naczynka... Postarał się w miarę zręcznie odwrócić uwagę Gilberta od tej żałosnej riposty. Ugh.
Pokręcił głową, spojrzał na Gezę porozumiewawczo i bez zbędnego pierdolenia złapał Gilberta w pasie. Sprawnym ruchem przerzucił go sobie przez ramię, na twarz wpłynął mu umiarkowanie zadowolony uśmiech. Nie miał zamiaru pracować u chorego, głównie z racji mocno ograniczonych w czasie dochodów - zwłaszcza, jeśli było to coś ciężkiego. Cóż.
Uniemożliwiając Gilbertowi wyrwanie się, postawił kilka pierwszych kroków w stronę drzwi. Tak, miał plan...
Jukka Sarasti
Jukka Sarasti

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Géza Székely Pon Gru 17, 2012 6:41 pm

Jakkolwiek masaż można było jeszcze zaliczyć do przyjemnych, to o rękach, które spoczywały na jego szyi Geza nie mógł powiedzieć tego samego. Na szczęście Gilbert zaczął krwawić i go puścił. Teraz Geza mógł ze spokojem wstać po ciasto i zacząć je zjadać. Nie było wcale takie złe, trochę za czerstwe, ale nie tak słodkie jak z reguły są takie placki. Widocznie cukier znowu podrożał.
Gdy Sarasti podniósł zakrwawioną laleczkę i skierował się do wyjścia Geza odetchnął z ulgą, w końcu wychodzą. Będzie można trochę odpocząć od tego zamieszania.
- Viszontlátásra - pożegnał ich i pomachał ręką do ich pleców.
Géza Székely
Géza Székely

Liczba postów : 24
Join date : 23/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Gilbert Blick Pon Gru 17, 2012 7:29 pm

-Nie twoja sprawa, dryblasie. Ta krew nie przestawała mi sieknąć. Ciekawe czy da się wykrwawić przez nos? Pewnie jakbym dużą ilość krwi za jednym razem z siebie ''wypluł'' to pewnie i by się dało. Czy mam ochotę to sprawdzić? Dobre pytanie. Myślę, że to nie byłoby takie głupie. Ludzie mogliby przez moja osobę dowiedzieć się no nowych formach śmierci natychmiastowej i bezsensownej. Zmarszczyłem się wyraźnie gdy pod moimi nogami poczułem wibrowanie. Kroki coraz wyraźniej słyszane a ich właściciel posiadał twarz, której wyraz przyprawił mnie o kolejną salwę. Kto by przypuszczał, że tyle krwi może wylecieć za jednym razem. Gdy tylko poczułem zaciskające się na moim ciele dłonie aż zadrżałem i niemo krzyknąłem. ||
I znowu to samo. Tylko mi poleciało jak z kranu tą cholerną krwią. Ten siłacz chyba lubi jak taki pseudo heros paradować z kimś przerzuconym na plecach. W normalnych okolicznościach byłbym w następnym ruchu rzucony brutalnie o ziemię i pobity na śmierć.Tyle szczęścia, że ta sytuacja nie była normalna. I tyle dobrych wiadomości bo czując kolejny przypływ i bryzgnąłem Sarastiemu na plecy. Zamroczyło mnie totalnie. Gdy tylko ujrzałem oddalającego się Gezę * a to niby ja się oddalałem, nevermind* struchlałem. I teraz tak po prostu mnie gdzieś weźmie? Machałem nogami jak poparzony raniąc Jukkę w brzuch. Nienawidzę być noszony.
- Geza, kurwa mać! Będziesz tak siedział ?! To są jakieś żarty! Karze Ci mnie puścić!
kurwaaa!!
Oddech marniał. Nie mogłem uwierzyć, że tak po prostu Geza patrzał i nic. Gdy tylko poczułem chłód wydostający się ze szczelin w drzwiach zacząłem mocniej kopać.
- Co masz zamiar zrobić, pederasto jeden. Puszczaj!
Gilbert Blick
Gilbert Blick

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012
Age : 35
Skąd : Deutschland

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Jukka Sarasti Pon Gru 17, 2012 8:19 pm

- Wolisz nie doczekać dania mi tej roboty? - wrzasnął prosto w udo brunecika. - I zdechnąć, czy co do chuja ci tam grozi?
Z miną bardzo rozzłoszczonego buldoga obejrzał się na swojego gospodarza, w którą to stronę zwrócił spojrzenie również wyrywający się młodziutki mafioso.
- Czy mógłbyś nam pokazać drogę przez las? - przekrzyczał jego słaby głos, poprawiając chwyt wokół jego pasa. Irytowała go ta pewność siebie, krzykliwość, przekonanie o własnej, zasranej racji... Przekroczył próg.
- Dziękujemy za gościnę i poczęstunek! - wrócił się jeszcze i znowu wyszedł z chatki. Geza albo za nim pójdzie, albo nie; choć nie znał go dobrze wydawało mu się, że leżało to w jego naturze. Która była de facto specyficzna.
Las wiał chłodem, w powietrzu czuć było delikatny powiew wieczoru, ostrzeżenie przed nadchodzącą zimą. Trawa pokryta była srebrnawym nalotem szronu, w oddali piętrzyły się kominy miasta.
Westchnął, poprawiając wiszący mu ramieniu wyrywający się, próbujący ucieczki, bijący po tyłku, brzuchu i plecach (i w ogóle wszędzie, gdzie sięgał), przeklinający, obrzucający inwektywami zarówno jego i jego matkę wór ziemniaków. To będzie cholernie długi wieczór, ale potrzebował kasy bardziej, niż się do tego przyznawał, a w pomoc od Czerwonego Krzyża czy innego ustrojstwa dla upośledzonych nie wierzył nigdy.
Jukka Sarasti
Jukka Sarasti

Liczba postów : 88
Join date : 18/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Géza Székely Pon Gru 17, 2012 8:39 pm

Wcale nie miał ochoty ich odprowadzać. Skoro sami tu przyszli to i sami powinni umieć wrócić do miasta. Zwłaszcza, że teraz są w dużo lepszym stanie niż wcześniej. Ale co poradzić, Geza martwił się trochę o Gilberta - wyglądał jakby dostał wścieklizny. I ten cały Sarasti, nie powinno się zostawiać zakrwawionych przyjaciół z kimś pokroju tego człowieka, prawda? No to czas ruszyć dupsko i witaj przygodo.
Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiejś kurtki, coby mu rączki nie odpadły na tym mrozie. Niestety niczego takiego nie znalazł. Nie mając większego wyboru ściągnął z kanapy narzutę i zarzucił sobie na ramiona i głowę. Z szedł jeszcze do piwnicy po kuszę, którą przewiesił sobie przez ramię. W razie gdyby jakieś dzikie, głodne zwierzę wyskoczyło na nich zza krzaka. Po drodze z powrotem na górę w oczy rzucił mu się jego czerwony szalik z lamy, który postanowił obwiązać sobie w okół szyi, żeby narzuta nie zsuwała mu się z głowy. A, i ciasto też wziął oczywiście. Skoro już zaczął je jeść to mógł tą czynność kontynuować w drodze.
Gdy w końcu wydostał się z domu, wolnym krokiem dreptał za gośćmi. Starał się utrzymywać odległość dwóch może trzech metrów, by oszalały Gilbert nie wytracił mu talerzyka z rąk.
Chcieli żeby ich prowadził? No cóż, jest za bardzo zajęty trzymaniem narzuty i jedzeniem ciasta, by jeszcze rozglądać się po okolicy. Jeszcze by się wypierdolił i tyle by było z placka. Ale niech się nic nie martwią, jak skręcą w złą stronę to prędzej czy później Geza powie im, że się zgubili.
Géza Székely
Géza Székely

Liczba postów : 24
Join date : 23/11/2012

Powrót do góry Go down

Rzeźnia Székelyego - Page 3 Empty Re: Rzeźnia Székelyego

Pisanie  Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach